Jumper
Doug Liman
‹Jumper›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Jumper |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 15 lutego 2008 |
Reżyseria | Doug Liman |
Zdjęcia | Barry Peterson |
Scenariusz | David S. Goyer, Simon Kinberg, Jim Uhls |
Obsada | Hayden Christensen, Samuel L. Jackson, Diane Lane, Jamie Bell, Rachel Bilson, Tom Hulce, Michael Rooker, AnnaSophia Robb, Max Thieriot, Jesse James, Kristen Stewart |
Muzyka | John Powell |
Rok produkcji | 2008 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 88 min |
WWW | Strona |
Gatunek | przygodowy, SF, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
David Rice dojrzewał do tajemniczej siły, o której marzy wielu. Potrafi przecisnąć się przez każdą dziurę w czasoprzestrzeni, by dotrzeć o miasta, budynku czy miejsca o jakim zamarzy. Ale kiedy David poznaje innego młodzieńca podobnego siebie, kroczącego przez świat buntownika Griffina, zaczyna mu świtać prawda o jego egzystencji. Nie jest wybrykiem natury, ale częścią genetycznego łańcucha mutacji zwanej Jumperami.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Efekty, scenerie i Jamie Bell są okej, ale scenarzystów, Haydena „Woodena” Christensena i fryzjera Samuela L. Jacksona jak nic nominowałbym do Popkuriozum.
Efektowna wydmuszka. Spodziewałem odrobinę więcej po Limanie i scenarzystach (wszak jeden popełnił „Fight Club”, drugi – między innymi – nowego „Batmana”). Ale w trakcie seansu z kina bym się nie teleportował. Mózg na „off” i ujdzie w tłoku.
WO – Wojciech Orliński [4]
"No więc film będzie o tym, że facet się teleportuje” – powiedział Artysta. „I coś więcej?” – zapytał Hollywoodzki Producent. „Nie, to już wszystko” – odparł szczerze Artysta. „Hmmmm…” – zamyślił się Hollywoodzki Producent – „więc zrobimy tak: jeśli nic więcej nie umiesz wymyślić poza tym, że facet się teleportuje, to niech chociaż go gra jakiś znany aktor, a inny znany aktor będzie grać złego faceta, który chce go zabić. Znajdź mi dwóch znanych aktorów i robimy ten film”. Artysta znalazł. Hollywoodzki Producent wyłożył pieniądze. Reszta jest historią. A właściwie nie reszta, tylko cztery dychy za bilety, ocaliłem przed bezsensownym zmarnowaniem przynajmniej dychę reszty.
Kolejny film z grupy tych niedługich, chociaż jemu akurat to nie wyszło na zdrowie. Zadziwiająca jest umiejętność głównego bohatera, ale jeszcze bardziej zadziwia, jak łatwo przepracowuje swój dar i jak łatwo udaje mu się po latach rozpalić serce pewnej dzierlatki. Samuel z pałką (kto ma, patrząc na ten atrybut, skojarzenia wyłącznie erotyczne, nie musi się wstydzić) jako szef zakonu pałkarzy jest naprawdę zabawny. Ale to zdecydowanie za mało, nawet jak na tak krótki film.
MW – Michał Walkiewicz [3]
"Jumper” okłada cię po twarzy jak teleportujący się bokser – z wszystkich stron i na różnych wysokościach (czytaj: etapach powstawania filmu). Szkolne popychadło wręcza dziewczynce szklaną kulkę. Łup! Dziewczynka tuli pluszowego misia i płacze po popychadle! Bach! Popychadło jest już Haydenem Christensenem, który, niespodzianka, dalej nie wyciągnął kija z tyłka. Trach! Dziewczynka z wiekiem głupieje, bo choć drastycznie zwiększyła się objętość jej czoła, bez refleksji odbiera fakt, iż ekspopychadło wraca do jej życia. Bam! Liman stawia naprzeciw popychadła Samuela o entourage’u kanclerza jakiejś rady galaktycznej ze startrekowej space opery. JEB! Po półtorej godziny nie mam zielonego pojęcia, jakie zasady rządzą teleportacją, bohaterowie nic mnie nie obchodzą, a film się urywa, jakby miał być co najmniej trylogią. Nokaut. Plusy za efekty i scenę z autobusem.
KW – Konrad Wągrowski [4]
"Te, co skaczą i fruwają"… Szkoda, że dystrybutor nie przetłumaczył tego tytułu, bo można by uznać, że to film o Małyszu. W przeciwieństwie jednak do Orła z Wisły główny bohater chce wykonać więcej niż dwa dobre skoki. A po piętach depcze mu tajemnicza sekta morderców skoczków (tak tajemnicza, że sens jej istnienia najwyraźniej nie jest jasny również dla scenarzysty). I co z tego wszystkiego wynika? „Otóż nic”, jak powiedziałby redaktor Wołoszański.