Grizzly Man
Werner Herzog
‹Grizzly Man›

Opis dystrybutora
Timothy Treadwell, doskonale znany obrońca niedźwiedzi grizzly, podróżujący z wykładami na ich temat, zginął w październiku 2003 roku. Został zabity i częściowo pożarty razem z jego dziewczyną Amie Huguenard przez niedźwiedzia grizzly w Parku Narodowym Katmai na Alasce.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
To, że jest to dobry film, jest rzeczą tak niezwykłą, że od razu należy go uznać za film wybitny. Wybitny film dokumentalny, o człowieku, który chce zostać misiem? Werner Herzog zaprasza! W eksplorowaniu skrajności i transgresji, Niemiec wykracza poza kino. I choć to wszystko co napisałem niebezpiecznie zalatuje bełkotem – na ekranie po prostu działa. Mocna rzecz.
MC – Michał Chaciński [8]
Herzog pierwszy raz kręci film sklejony z cudzego materiału, ale ma się wrażenie, że to materiał jak spod jego ręki. Treadwell to typowy herzogowski bohater, o którym do końca nie wiadomo, czy był poważnie psychicznie chory, czy tylko lekko pieprznięty. Widać, że cierpiał na natręctwa, miał problemy z samoakceptacją i trzeźwą oceną sytuacji. Ale właśnie dlatego patrzy się na niego z narastającą fascynacją jak na przedstawiciela jakiegoś dziwnego gatunku – homo herzogus. Ciekawe, że kolejny raz (po „Białym diamencie”) Herzog oszczędza nam jakiegoś doświadczenia (tam widoku pieczary, tutaj zapisu z taśmy). Można by podejrzewać, że choć sam programowo przekraczał kiedyś granice, dzisiaj wie, że robią to już wszystkie media, więc ciekawiej będzie pozostawić jakąś tajemnicę. Bo w jakąś jego uczciwość, czy etykę nie wierzę – gdyby się nią kierował, nie robiłby takich ceregieli przed kamerą, tylko po prostu po cichu nie pokazywał czegoś w filmie. W każdym razie w Grizzly Man znowu widać, że ten pan jest jednak urodzonym dokumentalistą. Nawet kiedy od lat nie pokazał ciekawej fabuły, w dokumencie łapie za gardło i trzepie o glebę.
Jeśli Alan Moore zdecyduje się kiedyś napisać „Strażników 2”, Grizzly Man alias Timothy Treadwell powinien być tam jednym z głównych bohaterów. To facet, który, podobnie jak Rorschach, na tyle zatracił się w swej pasji, że swoje drugie JA – Człowieka-Misia – postrzega jako swoje JA pierwotne, i który spełnienie, podobnie jak Nocny Puchacz, może osiągnąć tylko w swoim „naturalnym” (czyli właśnie tym drugim, nieczłowieczym) środowisku. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Puchacza Treadwell nie ma lub nie chce mieć świadomości, że naraża się na śmieszność. Film niestety jest mniej fascynujący niż jego bohater, choć nie mniej wyjątkowy – z jednej strony to prowokujący do zamyślenia nad ludzką naturą dokument o postrzelonym ekologu zabitym przez to, co było mu najbliższe; z drugiej – prawie że klasyk niezamierzonej komedii. I może właśnie przez tę ambiwalencję nie wstrząsa tak, jak by mógł.
KS – Kamila Sławińska [10]
Najlepszy film Herzoga od trzydziestu lat – co więcej, jego najlepszy film dokumentalny, a ten reżyser ma na koncie sporo znakomitych dokumentów. Może jest to film wybitny dlatego, że Herzog znakomicie czuje ten materiał. Główny bohater, Timothy Treadwell- samozwańczy obrońca niedźwiedzi, którego marny los spotkał z rąk (łap) ukochanych misiów – ma w sobie ten sam szalony płomień, który trawił Aguirre i Fitzgarraldo: to człowiek, którego zgubą stają się jego własne nieposkromione pragnienia. Herzog z wielkim taktem i wyczuciem opowiada tragiczną historię przyrodnika-amatora – i mimo typowych dla siebie filozoficznych ambicji nie nudzi nawet przez sekundę. Z kina wychodzi się pod wielkim wrażeniem tej historii i z głową pełną pytań, na które Herzog celowo pozostawia bez jednoznacznej odpowiedzi. Czy jesteśmy częścią natury, czy jej przeciwieństwem? Co definiuje człowieczeństwo, i czy bycie człowiekiem jest samo w sobie pozytywne? Nade wszystko zaś – jak człowiek definiuje sam siebie w konfrontacji z naturą? Jak dla mnie, Grizzly Man to prawdziwy majstersztyk, jeden z najlepszych dokumentów, jakie kiedykolwiek zrobiono.
Herzoga kolejne poszukiwania dowodów na udowodnienie tez, że natura z natury nie jest humanitarna i że bycie szaleńcem to w gruncie rzeczy jedynie kwestia nazewnictwa. Piekielnie zdolny autor rozprawki radzi sobie z tematem po raz kolejny celująco. Znajduje kolejnego straceńca, wraca do miejsc, które odwiedzał i istot żywych, które spotykał . Może czasami denerwować ten chłodny, nie znoszący sprzeciwu tok wywodu, ale przecież trudno zaprzeczyć, że Herzog po raz kolejny zabiera nas w podróż niezwykłą, podróż do kresu.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Podoba mi się bardzo konstrukcja tego filmu. Najpierw oglądamy szereg wypowiedzi dość dziwnego człowieka żyjącego z niedźwiedziami, co pozwala nam wyrobić sobie wstępną opinie o nim. Następnie dowiadujemy się, że zginął, zabity przez swego podopiecznego (?) co zwiększa nasze zainteresowanie postacią. Wreszcie dowiadujemy się więcej szczegółów z życia Treadwella, co pozwala nam ponownie zweryfikować nasze opinie. W ten sposób ani na chwilę Herzog nie pozwala znudzić się tą historią, cały czas rozbudowująć postać swego bohatera. Inna sprawa, że ma po temu świetny materiał – nagrania samego Treadwella to niesamowita baza do interpretacji i analiz, po nim samym widać też, że to niedoszły aktor. Trochę jedynie zabrakło mi tu jakiegoś mocnego emocjonalnego uderzenia, którego od dokumentów oczekuję w większej mierze niż od fabuł – być może dlatego, że sam Treadwell był do tego stopnia postacią z innej planety, że trudno zwykłemu śmiertelnikowi pojąć jego motywacje.
Dokument przewrotny. Werner Herzog włączył wielbiciela dzikich niedźwiedzi do swojej galerii nieprzystosowanych odmieńców, żyjących na marginesie tzw. normalności, gdzie królują m.in. Kaspar Hauser i Fitzacarraldo. Bohaterem jest Timothy Treadwell, człowiek zafascynowany bardzo niebezpiecznymi niedźwiedziami grizzly. Herzog skonstruował swój film wybierając materiał z mnóstwa taśm nakręconych przez samego Treadwella, który skończył tragicznie, pożarty przez swoich ulubieńców, z którymi spędził kilkanaście lat. Herzog pokazuje człowieka, który nie jest – jak mogłoby się wydawać – ekologiem, poświęcającym się ratowaniu zwierząt. To opowieść o kimś, kto nie potrafiąc odnaleźć się w świecie ludzi, postanawia „wstąpić” do niedźwiedziego, silnego plemienia. Jest tu niepokojąca dwoistość. Z jednej strony olśniewające zdjęcia przyrody jak z Discovery Chanel i miłość do zwierząt, z drugiej przewrotny komentarz reżysera i jego głęboka refleksja nad naturą człowieka i jego pozycją w świecie. Wyczuwa się też delikatny zapach mistrzowskiej mistyfikacji. Rodzi się pytanie, kogo demaskuje Herzog? Treadwella, siebie, nas? Zobaczyć trzeba koniecznie.