Malowany welon
(The Painted Veil)
John Curran
‹Malowany welon›

Opis dystrybutora
Historia lekarza i jego niewiernej żony, Kitty, którzy w latach 20-stych XX wieku przeprowadzają się do odległej chińskiej wsi, aby walczyć z epidemią cholery. Kitty przeżywa tam duchowe przebudzenie i ponownie zakochuje się w swoim mężu, widząc jego poświęcenie dla pracy.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Utwory powiązane
Filmy

Nieznośna ramotka. Temu skrajnie przewidywalnemu filmidłu nie pomógł nawet taki aktorski duet jak Norton i Watts. Sprawnie imitowany brytyjski akcent jest w zasadzie jedyną (i wątpliwą) atrakcją, jaką serwuje nam ta dwójka podczas seansu. Konwencjonalny remake konwencjonalnego filmu z lat trzydziestych, opartego o konwencjonalny dramat typu on (stateczność) – ona – (namiętność) on. Warto jeszcze zwrócić uwagę na absolutny brak postępu, jakim potrafi wykazać się Hollywood w swoim stosunku do Wschodu i kolonializmu. Mija 8 dekad, a tu jak gdyby nigdy nic, niemal wszystko bez zmian.
Edward Norton wybitnym aktorem jest. Naomi Watts dobrą aktorką jest. I fajnie, ale że też im się chciało w celu potwierdzenia powyższego robić drugi remake zapomnianego melodramatu sprzed siedemdziesięciu lat… Nieszkodliwa to rzecz – przez pierwszą połowę nieco nużąca, w drugiej lepsza, bardziej dramatyczna – ale też kinematografii zupełnie zbędna. Mnie takoż – choć rozumiem, że nie tylko hallmarkowcom mogło się podobać, to osobiście, mimo szczerych chęci, pozostałem niewzruszony.
KW – Konrad Wągrowski [5]
"Czegoś tu brakuje” to chyba najkrótsza recenzja tego filmu, jaka przychodzi mi do głowy. Przepadam za Nortonem (i jest tu dobry), lubię Naomi Watts (i jest przywoita), ale chyba melodramat z ich udziałem powinien budzić jakieś większe emocje. A tu jednak ładnie wszystko sfotografowane, historia klasyczna, ale łezki uronić jednak się nie da.
Klasyczny melodramat rozgrywający się w egzotycznym otoczeniu – chińska wieś pogrążona w epidemii cholery. On – szlachetny lekarz i ona, kobieta wiarołomna, też szlachetna, ale zagubiona. W ekstremalnych warunkach odnajdują to, co dla nich najważniejsze. Wszystko byłoby w porządku, bo dobry melodramat nigdy nie jest zły, ale niestety zawiodło wykonanie. Tego typu historie wymagają czegoś, co przekona do nich współczesnego widza. Tymczasem wszystko jest zimne jak mglisty poranek na chińskim pustkowiu, pomiędzy aktorami – znakomitymi zresztą, którzy niejeden raz zachwycali grą, czyli Edwardem Nortonem i Naomi Watts – zero interakcji i chemii, a co dopiero o miłości i zrozumieniu mówić. On gra sobie, ona sobie. Bohaterka Watts przechodzi wewnętrzną przemianę, ale na ekranie widać tylko przemianę zewnętrzną, czyli zmianę strojów, które na Watts wyglądają wspaniale, czy są to seksowne suknie, czy zmięte już trochę szmaty czułej pielęgniarki. Zabieg opowiedzenia całej historii przez główną bohaterkę miał uwiarygodnić historię, ale prawdy objawione w tym filmie podane są w sposób sztywny, naiwny i kiczowaty. Jasne, że cierpienie uszlachetnia, a ludzie są tak naprawdę dobrzy. Tak więc film nie spełnia swego podstawowego, melodramatowego zadania – nie wzrusza do łez i niecierpliwi. Dużo większą przyjemność daje obejrzenie pierwszej ekranizacji bestsellerowej niegdyś książki Somerseta Maughama, którą wyreżyserował w Hollywood z wielką Gretą Garbo Ryszard Bolesławski.