Katyń
Andrzej Wajda
‹Katyń›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Katyń |
Dystrybutor | Vue Movie Distribution |
Data premiery | 21 września 2007 |
Reżyseria | Andrzej Wajda |
Zdjęcia | Paweł Edelman |
Scenariusz | Andrzej Mularczyk, Andrzej Wajda, Władysław Pasikowski |
Obsada | Maja Ostaszewska, Artur Żmijewski, Maja Komorowska, Władysław Kowalski, Wiktoria Gąsiewska, Anna Radwan-Gancarczyk, Andrzej Chyra, Danuta Stenka, Magdalena Cielecka, Paweł Małaszyński, Antoni Pawlicki, Agnieszka Kawiorska, Stanisława Celińska, Alicja Dąbrowska, Jan Englert, Krzysztof Globisz, Krzysztof Kolberger, Jacek Braciak, Krystyna Zachwatowicz, Siergiej Garmasz |
Muzyka | Krzysztof Penderecki |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | Francja, Polska |
Czas trwania | 115 min |
WWW | Polska strona |
Gatunek | dramat, historyczny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Początek drugiej wojny światowej. Po inwazji hitlerowskich Niemiec na Polskę na rozkaz Józefa Stalina 17 września 1939 na polskie ziemie wkraczają również oddziały armii radzieckiej. Wszyscy polscy oficerowie trafiają do sowieckiej niewoli. Anna, żona rotmistrza Pułku Ułanów w Krakowie, czeka na męża, a oczywiste dowody, że został zamordowany prze Rosjan, przyjmuje z niedowierzaniem.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Najbardziej zaskakujące jest, że „Katyń"… zaskakuje. I to po wielokroć. Ani doktor Burski, ani człowiek o stu identycznych twarzach – Paweł Małaszyński, ani cała reszta serialowej braci nie dała ciała. Co prawda nikt nie pokazał się z jakiejś nieznanej strony – wszyscy grają to, do czego nas przyzwyczaili. Chyra jest ironiczny, Englert dumny, Żmijewski szlachetny, Stenka wyniosła, a Ostaszewska płacze. Szansa na Żmijewskiego w roli, dajmy na to, podłego enkawudzisty znowu przepadła. Drugim zaskoczeniem jest fakt, że film pomimo zawrotnej liczby bohaterów i wątków nie rozleciał się. Ma wyraźny przebieg akcji i poza podręcznikowymi elementami objaśniającymi rzeczywistość, jest też
filmową opowieścią. Bohaterowie są raczej figurami niż postaciami, ale w świetle faktu, że każda z nich ma do wykorzystania w zasadzie kilka minut filmu, zadziwiające, że po seansie każdą z nich można w ogóle scharakteryzować. Oczywiście: nie wszystkie figury, jak i wątki, były konieczne. Tu trzecie, największe zaskoczenie – nie najlepszy materiał
scenariuszowy Wajda wykorzystał w sposób mistrzowski. Dokładniej mówiąc: nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek inny z polskich twórców potrafił zrobić ten film, z tego materiału, lepiej od strony reżyserskiej i technicznej. Sama konstatacja, poza tym, że jest zaskakująca, jest przede wszystkim smutna.
MC – Michał Chaciński [5]
Szkolna lektura zamiast filmu, postawy zamiast postaci i „sprawa” zamiast opowieści. A jednak w kilku momentach wzrusza. Sednem tego filmu jest dla mnie w drugiej połowie ciąg sekwencji pokazujących ludzi, którzy muszą żyć w kłamstwie, bo władzę mają ci, którzy to kłamstwo wymyślili. Udzieliła mi się na sali rozpacz ich położenia. No i film ma świetne, bardzo mocne zakończenie – Wajda doskonale wiedział, że jeśli sekwencja rozstrzelania będzie gdzieś w środku filmu, straci po niej widownię na kawał czasu. Gdyby tak jeszcze film miał spójniejszą narrację, mniej postaci, w ogóle byłoby nieźle. Jednak na szczęście nie ma tu kompromitacji, a obawiałem się, że będzie.
Wybitny film oświatowy i kiepski film fabularny, który generuje emocje niewiele większe niż uczestnictwo w obchodach listopadowych przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Dla rodzin ofiar i dla młodzieży szkolnej, reszta wedle uznania.
Ostatnia scena zrobiona jest świetnie i rzeczywiście trzyma za gardło. Efekt potęguje następujący po niej czarny ekran bez napisów i przejmująca muzyka w tle. I za to chwała Wajdzie. Ta jedna scena stanowi wystarczający powód, aby film obejrzeć. Ale wcześniej trzeba zmierzyć się ze scenariuszem, który przypomina klimatem kreślone grubą krechą uproszczeń zagraniczne opowieści o dziejach Polski w stylu „Karola”. Reżyserowi udało się uniknąć nadmiaru patosu, ale opowiada swoją historię symbolami: Chrystus pod płaszczem, nieskazitelny żołnierz-katolik-patriota Żmijewski (którego mundur przez cały okres pobytu w niewoli wygląda wciąż czyściutko i nienagannie), szlachetna matka-Polka i Chyra, który nie pasuje do biało-czarnego schematu i karnie strzela sobie w łeb. Wolałbym zobaczyć prawdziwych ludzi, a nie pomniki.
KS – Kamila Sławińska [1]
Wstyd jak beret. Taki ważny i potrzebny w Polsce film – a wykonanie tak niechlujne, płaskie i amatorskie, że aż nóż się w kieszeni otwiera. Po seansie pomyślałam wręcz, że lepiej było tego filmu nie robić, niż robić go tak źle. Długo szukałam czegoś, co można byłoby pochwalić, ale poddaję się: to jest po prostu obciach i cepelia. Najbardziej żenujące są sceny z początku filmu, z krzyczącym rozpaczliwie dzieckiem i wizualnymi metaforami o subtelności kuksańca w żołądek. Kiedy później – chyba przypadkiem – uda się Wajdzie na moment skupić uwagę na jakiejś naprawdę interesującej postaci – jak nauczycielka-komunistka czy młody partyzant – zaraz albo taką postać utrupi, albo odsunie na drugi plan, skupiając się znowu na bohaterach-manekinach, drewnianym głosem recytujących jedynie słuszne, bogoojczyźniane kawałki. Skutkiem czego film staje się kolejną patriotyczną laurką bez prawdziwej treści: jedyny moment, w którym reżyser naprawdę działa na emocje widzów, to ostatnia scena. Ale co to za sztuka poruszyć widza, pokazując mu z bliska bestialski, krwawy mord? Współczesny widz, zwłaszcza młody widz, który zgłębiając te mroczną kartę historii powinien odkryć, że te dawne dzieje dotyczą go osobiście – nie znajdzie w filmie nic dla siebie. A wielka szkoda, bo wiele ważnych rzeczy można było z tej opowieści wycisnąć, ważnych nie tylko dla Polaków, ale dla ludzi w ogóle. Mam nadzieję, że mimo tej sromotnej porażki ktoś jeszcze weźmie się za ten temat i zrealizuje go lepiej – i dostanę wreszcie film, na który od lat czekam: film o niezmiernym tragizmie sytuacji, gdy ludziom zabiera się nie tylko bliskich, ale nawet prawo pamiętania o nich.
Pisanie o filmie Wajdy sprawia trudność okrutną, bo to bardziej requiem, dziady nad błąkającymi się po naszej kulturze duchami, niż film. Ale mimo wszystko „Katyń” mnie poruszył. Może za dużo w tym filmie różnych filmów, może niektóre wątki są zupełnie niepotrzebne, a wizualne metafory trącą myszką, ale to ciągle jednak stary dobry Wajda, który jak nikt inny potrafi zająć się naszymi narodowymi mitami i różnymi formami społecznej pamięci.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Przypadek wyżej podpisanego Michała Walkiewicza udowadnia, że Wajda nie pomylił się, projektując swój film dla jak najszerszej widowni. „Katyń” przebił się przez moją zaporę cynizmu grubości kilku boisk piłkarskich. I to jest niesamowite! Nie mogę wyjść z podziwu, że zdołał przenieść mnie do świata dziadków na dłużej niż dwie godziny, do świata, do którego nigdy się nie przyznawałem. Może to tylko kwestia psychicznej niedojrzałości, ale zawsze miałem spore wątpliwości co do wojny, holocaustu, Katynia, że to wszystko siedzi gdzieś podskórnie w nas. Podczas seansu pozbyłem się złudzeń. Oczywiście techniczna strona jest wyborna, konstrukcja wzorowa, zdjęcia, cztery Ka, bla bla bla, ale trudno oczekiwać, że nawet nadgryziony zębem czasu Wajda przestanie być świetny w swoim fachu. Jedyne, co mi naprawdę przeszkadzało, to muzyka Pendereckiego, która kpi z inteligencji widza i podpowiada mu, kiedy ma przestawić się z przygnębienia na grobową ciszę. Postaci może i jest dużo, są też nieco schematyczne, ale to tylko kalejdoskop ówczesnej rzeczywistości i zupełnie różnych reakcji na nią – od jednej szokującej sytuacji Wajda odbija się w stronę kolejnej, opierając swój film na konsekwentnym przykręcaniu śruby. Będę tego filmu bronił, bo mimo wielu dyskusyjnych zabiegów widać, że był i Wajdzie, i Polakom potrzebny.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Zapewne mogło być lepiej. Pewnie gdyby postacie żołnierzy nie były tak proste i papierowe, gdyby film miał jednak spójniejszą strukturę (wydaje się, że sceny z krakowskimi profesorami i autocytat z „Popiołu i diamentu” nie są tu niezbędne), gdyby łatwiej można było współodczuwać z jego bohaterami. Ale i tak, mimo dość negatywnego (zwłaszcza jak na Wajdę) odbioru krytyki, czuć tu rękę doświadczonego twórcy. Są ładne sceny symboliczne (wspierane przez świetne zdjęcia Edelmana), aktorzy – zwłaszcza kobiety – są dobrze prowadzeni. No i najważniejsze – po ostatniej scenie pozostałem z zaciśniętym gardłem na milczącej sali kinowej. A przecież właśnie o to chodziło.
"Scena powitania Anny z mężem. Ona namawia go, żeby się przebrał i uciekł z nimi, jest drugi rower. On mówi, że nie pozwala mu na to „przysięga wojskowa”. Co to za nieprawdziwa informacja, nakręcająca i później fabułę? Nie było w wojsku polskim regulaminu i przysięgi, że nie będą uciekać z niewoli. I było wiele ucieczek, także z niemieckich transportów i obozów. Ten fałszywy wątek jest kontynuowany w rozmowie żony oficera z jego matką w Krakowie. Żona mówi, że „obowiązek wobec munduru” nie pozwolił mężowi uciec. Po co w filmie wprowadza się i kontynuuje takie fałszywe twierdzenia?" (Jacek Trznadel)