Kobieta w błękitnej wodzie
(Lady in the Water)
M. Night Shyamalan
‹Kobieta w błękitnej wodzie›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Kobieta w błękitnej wodzie |
Tytuł oryginalny | Lady in the Water |
Dystrybutor | Warner Bros |
Data premiery | 8 września 2006 |
Reżyseria | M. Night Shyamalan |
Zdjęcia | Christopher Doyle |
Scenariusz | M. Night Shyamalan |
Obsada | Paul Giamatti, Bryce Dallas Howard, Sarita Choudhury, Jeffrey Wright, Bob Balaban, Cindy Cheung, M. Night Shyamalan, Freddy Rodríguez, Bill Irwin, Jared Harris, Natasha Perez, Doug Jones |
Muzyka | James Newton Howard |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 110 min |
WWW | Strona |
Gatunek | fantasy, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Skromny zarządca apartamentowca, Cleveland Heep, ratuje z opresji tajemniczą młodą kobietę i odkrywa, że w rzeczywistości jest ona narfem, postacią z bajki na dobranoc, która stara się pokonać niebezpieczną drogę z naszego świata z powrotem do swojego.
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Chętniej obejrzałbym baśń o tym, o czym narrator opowiada we wstępie, a my widzimy tylko na hieroglifach, czyli że lądowe i wodne istoty żyły kiedyś w symbiozie i potem się na siebie pogniewały, niż o wyzutych z magii perypetiach ciecia Giamattiego, który znajduje w basenie narfa. Wszystkie znaczące postacie, poza owym cieciem, są ledwie naszkicowane, a o tytułowej kobiecie i jej legendzie mówią wszyscy przez cały film, tylko nie ona. Bryce Dallas Howard wypowiada tu może trzy-cztery kwestie i nie rozumiem, dlaczego Shyamalan wystawił do tej roli akurat ją, skoro do grania nie ma kompletnie nic, a zauroczyć jako istota z innego wymiaru nie potrafi, gdyż ma wdzięk, nie oszukujmy się, amerykańskiej Agaty Buzek. O Giamattim dowiadujemy się zaś niby najwięcej, ale to znów jest tylko kopia Mela Gibsona ze „Znaków” – facet, który utracił sens życia i potrzebuje paranormalnego wstrząsu, by go odzyskać. Czyli Shyamalan raczej w nastroju powtórkowym: bzdurna historyjka oblepiona wątkami z poprzednich filmów. Że kpi tak z krytyków, jak i z własnego wizerunku? Zgoda, ale nie widzę tu powodu do usprawiedliwiania – kpić sobie może do woli, jeno niech najpierw postara się o lepszą fabułę.
WO – Wojciech Orliński [5]
Paul Giamatti jest jak zwykle wielki. Wspaniała jest drugoplanowa rola Boba Balabana, parodiującego typowe marudzenie typowego wypalonego krytyka filmowego. Wszystko to nie jest jednak w stanie naprawić tego, że fabuła filmu tym razem jest cienka jak jelito węża. Kto liczy na typowe shyamalanowskie pokręcenia z zakręceniami, tym razem bardzo się rozczaruje.
KS – Kamila Sławińska [4]
Najwyraźniej wolno myślę, bo dopiero po obejrzeniu Lady in the Water uzmysłowiłam sobie, na czym polega wyjątkowość Szlajamanowego spojrzenia na kino. Dopiero teraz zauważyłam, jak w każdym filmie ten reżyser stara się dać widzom kolejny powód do poszukiwania zagubionej cudowności w codziennym, banalnym, pozornie oswojonym świecie i nadzwyczajnych mocy w zwykłych ludziach, którzy nie są świadomi swej wyjątkowości. Ujmuje mnie bardzo i porusza taka postawa - i tym bardziej mi przykro, że jej wyjątkowość i konsekwencję w dziełach tego reżysera uzmysłowiłam sobie dopiero oglądając jego najsłabszy film. Lady jest bowiem historią straszliwie wydumaną, pełną napuszonych monologów i nieprawdopodobnie naciąganych scen, w jakich normalni ludzie chcąc nie chcąc wybuchaliby nerwowym śmiechem. Mimo zaangażowania sporej ilości dobrych aktorów, jedynie urocza, grana przez Boba Balabana drugoplanowa postać zdobyła mnie w stu procentach - może dlatego, że jako jedyna ma dystans do siebie i potrafi wypowiedzieć pysznie autoironiczną kwestię. W filmie są może dwa lub trzy błyskotliwe, znakomite, króciutkie momenty, w których można sobie przypomnieć niegdysiejsze poczucie humoru Shyamalana i jego niebywałą wrażliwość na popkulturowe media, ich język i sposób, w jaki oddziałują na ludzi. Niestety, jak na dwugodzinny film to zbyt mało, by nie wyjść z kina z uczuciem bolesnego niedosytu.
KW – Konrad Wągrowski [7]
Pierwsze pudło Shyamalana - bo do tej pory realizował różne swoje dziwne wizje, zwykle bardzo osobiste, osobliwe melanże religii, mitologii i schematów popkultury, ale zawsze owijał je w chwytliwe komercyjne opakowanie i jego dziwne filmy dobrze się sprzedawały. Teraz pierwszy raz przegrał, bo chyba za bardzo uwierzył, że ludzie chodzą ogladać jego pomysły, a nie trzymające w napięciu horrory czy thrillery. A "Kobieta w błękitnej wodzie" jest już rzeczą tak dziwną, że aż trudną do przyjęcia dla przeciętnego widza. A co gorsza filmem bez gwiazdorskiej obsady, na której można by oprzeć oczekiwania komercyjnego sukcesu. Ale co ja poradzę, że ta dziwaczna baśń znów mnie wzięła? Ja po prostu lubię tak pokręcone opowieści, lubie wrażenie, że ogladam coś osobistego, odmiennego, oryginalnego, a Shyamalan zawsze potrafił mi to zapewnić.