Toy Story
John Lasseter
‹Toy Story›

Opis dystrybutora
Pod nieobecność ludzi zabawki z sypialni Andy′ego żyją własnym życiem. Przewodzi im kowboj Chudy, drewniana kukiełka obdarzona dużą samoświadomością. Chudy zdaje sobie sprawę, że jest tylko zabawką, której powołaniem jest niesienie radości Andy′emu. Taki też system wartości od dawna wpaja pozostałym zabawkom, wśród których są: sprężynowy jamnik Cienki, Pan Bulwa, znerwicowany dinozaur Rex, pasterka owieczek Bou, świnka-skarbonka Hamm i zastęp plastikowych żołnierzyków.
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Filmy – Publicystyka

Filmy – Wieści

Utwory powiązane
Chyba przeczytamy kiedyś o tym, że jakiś człowiek związany z Pixarem podpisał w swoim czasie pakt z diabłem. „Toy Story” się nie zestarzało! Potęga i chwała.
To, że zabawki mają dusze, było dla mnie oczywiste od bardzo wczesnego dzieciństwa, ale zawsze jak nie cierpiały („Ołowiany żołnierzyk” Andersena, „Pinokio” Collodiego), to zadawały cierpienie („Laleczka Chucky”, „Władca lalek”). Aż wreszcie, dzięki magikom ze studia Pixar, nastała jasność. Żałuję tylko, że nie miałem już wówczas pięciu czy nawet dziesięciu lat. Ale i tak chłonąłem przygody Chudego i Buzza z całym dziecięcym zachwytem, na jaki jeszcze stać piętnastolatka. I po piętnastu latach od tamtego czasu wciąż świetnie mi się je ogląda.
MO – Michał Oleszczyk [8]
Wracam do tego filmu jak do własnego pokoju z dzieciństwa: miałem 13 lat, kiedy Chudy i spółka zaczęli rozrabiać w świeżutkim i wciąż lekko surowym CGI. Teraz mam przeszło dwa razy więcej, ale film nie zestarzał się wcale. Trzyma go świetny scenariusz i niesamowite wolty gatunkowe: jest i horror, i melodramat, i kino akcji, i opowieść inicjacyjna. Pixar ustawił sobie tym pierwszym długim metrażem wysoką poprzeczkę i jak dotąd ani razu jej nie strącił. Jest co świętować.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Miałem dokładnie 10 lat, gdy Chudy i spółka podbijali kina, niestety nie załapałem się na seans. Oglądane dziś na dużym ekranie, „Toy Story” sprawdza się wyśmienicie. O dziwo, nawet animacja, kiedyś superzaawansowana, daje radę i np. oddaje gładką fakturę większości przedmiotów. No i to wykręcone, Burtonowskie interludium w krainie zabawek-mutantów. Palce lizać!
KW – Konrad Wągrowski [9]
Najlepszym dowodem na to, że „Toy Story” jest czymś więcej niż techniczną ciekawostką, jest fakt, że film nadal się doskonale broni. Jakość animacji przez te kilka lat postarzała się bardzo i trudno, aby na kimkolwiek robiła wrażenie. Ale „Toy Story” to także fabuła, przesłanie i bohaterowie. Czyli wszystko to, co w kinie najważniejsze. „Toy Story” jest oczywiście budującą opowieścią o przyjaźni, ale zarysowane dramaty wcale nie są błahe. Obawa Chudego o własną pozycję po przybyciu Buzza, o zachwianie stabilnego układu to tematy w pełni zrozumiałe dla dorosłych. Z kolei dramat (nie wahajmy się użyć tego słowa) Buzza, który nie wie, że jest tylko zabawką, to piękna opowieść o godzeniu się z własnymi ograniczeniami. Znów – rzecz i wychowawcza, ale przede wszystkim skłaniająca do własnych refleksji. W sumie naprawdę znakomite kino.