Auta
(Cars)
Opis dystrybutora
Zygzak McQueen jest młodym i ambitnym samochodem wyścigowym marzącym o olśniewających sukcesach i przygotowującym się do startu w wielkim wyścigu o Mistrzostwo Złotego Tłoka w Kalifornii. Zamiast na trasę wyścigu, trafia do pustynnego miasteczka Chłodnica Górska przy autostradzie 66...
Inne wydania
Teksty w Esensji
Filmy – Publicystyka

Utwory powiązane
Wizualny wypas ze sztampową fabułą. Ale co tam schematy, jest to zrobione tak pięknie, że niekiedy można autentycznie zapomnieć, iż nie ogląda się prawdziwych wyścigów czy krajobrazów. Pixar kolejny raz zachwycił – choć tym razem zapewne głównie bardzo małe dzieci. I mnie.
WO – Wojciech Orliński [9]
Na pewno nie jest to jeszcze wyczekiwana od lat "pierwsza klapa Pixara", ale też i nie stawiałbym tego filmu na jednej półce z największymi arcydziełami wytwórni ("Gdzie jest Nemo", "Iniemamocni", "Potwory i spółka"). Portrety samochodów i portret Route 66 robią ogromne wrażenie, ale poza tym fabuła jest sztampowa. Nawet taki wielbiciel Lassetera jak ja krzywił się z niesmakiem we wzruszającym finale, kiedy stary trener woła do zawodnika "ju ken du it, ju ken du it" (mam alergię na ten motyw, sorki).
KS – Kamila Sławińska [7]
Wydawać by się mogło, że pomysł gadających aut powinien zadziałać - przynajmniej w Ameryce, gdzie ludzie są tak przywiązani do swoich samochodów, że bez problemu powinni kupić ich sekretne życie wewnętrzne... Ale jakoś nie działa, niestety. Może dlatego, że za mało jest w scenariuszu żartów, wykorzystujących humor typowo samochodowy. A może po prostu za mało jest żartów, kropka. Do tej pory w produkcjach Pixara istniała perfekcyjna równowaga między mistrzowskim wykonaniem formalnym, budującą historyjką i poczuciem humoru, które pozwalało łyknąć pedagogiczny smrodek bez uczucia przymusu i kibicować z całego serca postaciom, jakkolwiek wydawały się fantastyczne i nieprawdopodobne. Tym razem chyba zbyt wiele uwagi poświęcono samej stronie formalnej - wszystko jak zawsze pięknie wygląda, ale postacie kuleją, a przez to i historia wydaje się kulawa i boleśnie przewidywalna. Da się to ciągle oglądać z przyjemnością, ale nie jest to jeden z tych magicznych filmów Pixara, które tak mnie bawiły i wzruszały, że prawie zapominałam, że zapłaciłam za bilet.