Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Królestwo niebieskie (Kingdom of Heaven)

Ridley Scott
‹Królestwo niebieskie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrólestwo niebieskie
Tytuł oryginalnyKingdom of Heaven
Dystrybutor CinePix
Data premiery6 maja 2005
ReżyseriaRidley Scott
ZdjęciaJohn Mathieson
Scenariusz
ObsadaOrlando Bloom, Eva Green, Liam Neeson, Jeremy Irons, Nikolaj Coster-Waldau, Brendan Gleeson, Edward Norton, Michael Sheen, David Thewlis
MuzykaHarry Gregson-Williams
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiMaroko, USA
WWW
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Opis dystrybutora
Przeznaczenie dosięga Baliana, gdy w jego życie wkracza wielki rycerz Godfrey z Ibelin (Liam Neeson), krzyżowiec, który na krótko powraca do ojczystej Francji po walkach na Wschodzie. Godfrey wyznaje, że jest ojcem Baliana, pokazuje mu prawdziwe oblicze rycerskości i zabiera w długą podróż do mitycznej Ziemi Świętej. W Jerozolimie tamtych lat – między drugą a trzecią krucjatą – panuje chwiejna równowaga i względny pokój, a wszystko to za sprawą wysiłków chrześcijańskiego króla Baldwina IV (Edward Norton) i jego doradcy Tiberiasa (Jeremy Irons), którym udało się zawrzeć rozejm z Saladinem (Ghassan Massoud), niechętnym niepotrzebnemu przelewowi krwi legendarnym przywódcą muzułmanów. Dni Baldwina są jednak policzone, bo na przeszkodzie zawartemu rozejmowi coraz częściej stają fanatyzm, chciwość i zazdrość, które szerzą się wśród krzyżowców.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje      
Tomasz Kujawski ‹Bohaterów brak›


Filmy – Publicystyka      

Utwory powiązane
Filmy (27)       [rozwiń]






Tetrycy o filmie [5.00]

MC – Michał Chaciński [4]
Tak jak Russella Crowe odróżnia od Orlando Blooma elektryzująca charyzma, tak "Gladiatora" różni od "Królestwa niebieskiego" to "coś", co film średni wynosi o poziom wyżej. Gladiator - średnie przecież kino - przykuwał do ekranu dzięki roli Crowe'a. Bloom nie dał rady zrobić tego samego z Królestwem i w rezultacie film pozostał bezpłciowy (może Orlando tutaj też powinien był wystąpić jako blondynka?). Wszyscy odwalają wprawdzie z grubsza dobrą robotę, może poza scenarzystą. Ale jednak nadmiar skojarzeń z "Powrotem króla" i wrażenie dziwnego zdystansowania Blooma od tej postaci powodują, że na wszystko patrzy się chłodnym okiem i ze świadomością, że kto inny zrobił to już wcześniej dużo lepiej. (Można się oczywiście spierać, czy całe życie nie stoi pod znakiem zapytania pożyczonym z tego samego pytania, ale to już inna historia.) Znaczy się w sumie nuda.

PD – Piotr Dobry [5]
Dawno nie było filmu, który tak ochoczo marnowałby potencjał uznanych aktorów – Neeson ginie na samym początku, Thewlis i Irons pojawiają się w zaledwie kilku scenach, a Nortona ukryto pod maską. Zaś Bloom, ze swą charyzmą i wyglądem zbuntowanego nastolatka z Górnej Wsi, rzuca spojrzeniami spode łba i obnosi się z dumą w taki sposób, że może i bylibyśmy w stanie uwierzyć, iż właśnie zakwalifikował się do czwartej edycji Idola, ale z pewnością nie w to, że jest genialnym strategiem i rycerzem porywającym za sobą tłumy. Inny poważny zarzut – o starciach wojsk albo tylko się tu gada, a potem od razu pokazuje krajobraz po bitwie, tj. zmasakrowane ciała, albo pokazuje się walkę zrealizowaną w planie ogólnym, co prowadzi do tego, że losem głównego bohatera widz przejmuje się w równym stopniu, co losem statysty nr 257. Zaś oblężenie Jerozolimy jest ewidentną, zrobioną zresztą z o wiele mniejszą fantazją, zrzynką z oblężenia Minas Tirith. Dla mnie mogłoby tu nie być cienia prawdy historycznej, ale nuda, zerowe emocje i mała w gruncie rzeczy efektowność to w przypadku superprodukcji grzechy ciężkie.

TK – Tomasz Kujawski [4]
Miało być tak dobrze, a jest tak źle. I to wszystko przez główną postać i odtwarzającego ją Blooma, który dzięki swoim umiejętnością do spółki ze scenarzystami stworzyli najbardziej komicznego i niewiarygodnego bohatera ostatnich wielkich historycznych widowisk. Balin zupełnie nie sprawdza się, jako filar całego filmu, a niestety prócz tego szczawika w filmie jest niewiele. Oj, pogubił się Scott, pogubił – nawet bitwa pokazana jest jakoś bezosobowo i na tle tego, co widzieliśmy choćby w "Powrocie króla" nie robi większego wrażenia. Dużo było psioczenia na "Aleksandra", ale w świetle "Królestwa" film sporo zyskuje. Stone poległ z ambicjami, Scott wyłożył się na wyrobnictwie.

KS – Kamila Sławińska [4]
Nie mam Scottowi za złe, że ma słabość do wielkich widowisk – ale nie mogę mu wybaczyć, że zamiast skupić się na tym, co bez dwóch zdań potrafi (pokazać wielki spektakl) udaje jakiegoś pieprzonego filozofa, nie rozumiejąc nic z faktycznych realiów świata, które próbuje zaprezentować (Jerozolima czasów krucjat). Jeśli dodać do tego kompletnie pozbawionego charyzmy Orlando Blooma w roli głównej – kompletne nieporozumienie, jedna wielka sztampowa dłużyzna i strata czasu. Jedynym powodem do radości pozostaje perspektywa, że i tak cały ten cyrk i bełkotliwe a nieszczere gadanie o tolerancji jest po to, żeby sprzedać nam wkrótce grę wideo, w której lepiej wyreżyserujemy sobie wszystko sami.

KW – Konrad Wągrowski [8]
Guilty pleasure. Przeczytałem już wszystkie negatywne recencje, poszedłem do kina – i film mi się spodobał. Oczywiście – do annałów kina nie wejdzie. Scott próbuje nawiązać w mniejszym może stopniu do swojgo „Gladiatora”, bardziej jednak do „Powrotu króla” Petera Jacksona, obu tym filmom jednak ustępując przede wszystkim pod względem emocjonalnego zaangażowania widza. Od strony wizualnej nie pozostawia nic do zarzucenia, choć też nie wytycza nowych szlaków. Widać jednak dobrą robotę realizatorską – dobra reżyseria, dobry montaż, dobre aktorstwo (nawet Bloom w swej najlepszej roli) powodują, że film ogląda się z przyjemnością, zainteresowaniem, bez zgrzytów i wrażenia niepotrzebnych lub zle nakreconych scen. Natomiast fabuła… Fabuła opiera sie na schemacie typowego historycznego filmu przygodowego, wraz z próbą odniesienia historii krucjat do współczesności. Nie zaskakuje, nie niesie wielkich przesłań, nie zastąpi lekcji historii – ale zachęca do sięgnięcia po źródła i poszerzenia wiedzy o tym mrocznym, głośnym, ale przecież stosunkowo mało znanym okresie dziejów świata.

Oceń lub dodaj do Koszyka w

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Copyright © 2000-2023 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.